
Wczoraj, kiedy kładłem się spać
i wetknąłem w uszy słuchawki by posłuchać swojej ulubionej stacji z muzyką filmową, przeszył mnie
strach. Miałem poczucie, że życie „przecieka mi przez palce”. Nie odczuwałem satysfakcji ze swoich dokonań minionego dnia.
To za mało czasu dla żony, za mało cierpliwości
dla dzieci, za dużo krzyku o psa, za mało dbania o swoje zdrowie itp. I właśnie
w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że moje życie to jakiś sen, fikcja,
tania komedia, obyczaj i dramat w jednym.
Zwróćcie uwagę na to, że mniej więcej spędzamy
95% świadomego życia, przebywając w przeszłości albo w przyszłości.
Innymi słowy, albo reagujemy na przeszłe
wydarzenia, albo martwimy się przeżyciami, które mają dopiero nadejść.
Zamiast koncentrować się na tym, by dzień
dzisiejszy był doskonały stale rozpamiętujemy coś z przeszłości albo martwimy
się tym co nas czeka.
Jeśli żyjesz w przeszłości, na pewno nie są Ci
obce zwroty:
- Gdybym 10 lat temu wybrał inne studia, dziś miałbym
wymarzoną posadę.
- Powinienem już dawno nauczyć się tego języka
angielskiego, atak nie dostałem tej pracy.
- Nie powinienem odchodzić z tamtej firmy, gdybym
pozostał jeszcze 3 miesiące, na pewno dostałbym awans.
Czasami jest inaczej i stale dążymy do tego, by
znaleźć się w innym punkcie w przyszłości:
- Kiedy już
skończę te studia, na pewno znajdzie się ktoś, kto zaoferuje mi dobre
stanowisko i pensję.
- Gdy tylko
uzbieram 10 tys. wyjadę na wspaniałą wycieczkę po Azji.
- Moje życie
będzie spełnione, jeśli tylko uda mi się znaleźć odpowiedniego partnera.
Chciałbym nauczyć się
panować nad każdą chwilą i zdać sobie sprawę z tego, że to, co JEST, zawsze
jest ważniejsze od tego, co już SIĘ STAŁO, i tego, co dopiero się WYDARZY.
Musiałem to napisać, by
bardziej sobie to utrwalić i zwiększyć skuteczność w swoim postępowaniu. Teraz wiem na pewno, że nie chcę tak żyć.
Dziś, kiedy to piszę czuję
się bardziej zrelaksowany. Odczuwam przepływ dodatkowej energii. Widzę więcej
możliwości i szans które pojawiają się w ciągu dnia. W końcu czuję, że mogę
kontrolować swoje życie.
Boję się tylko jednego, że
znowu wpadnę w te „koleiny bylejakości” i uznam, że sen jest lepszy od życia.