Pamiętam tę chwilę jak dziś. Mój ogromny zapał do rzeczy nowych, przyczynił się, że za namową starszego od dwa lata kolegi, wybrałem się na miejskie targowisko, aby podpatrzeć jak pracują „spekulanci”. W tamtych czas, tak mówiło się o ludziach, którzy zarabiali na różnicy kupna-sprzedaży.
Tak na marginesie, wtedy nie zdawaliśmy sobie z kolegą sprawy, że za to można było nawet pójść siedzieć do więzienia. Cóż młody człowiek, nie w pełni świadomy było swoich praw. Na szczęście nigdy w życiu mnie to nie spotkało. Ale kar finansowych niestety nie uniknąłem.
Wpadliśmy z kolegą na pomysł, aby zrobić to samo, co oni. W tamtych czasach brakowało pieniędzy dosłownie na wszystko, a na rynku zaczęły się pojawiać nowości, które kusiły niejednego człowieka.
Podsłuchaliśmy ukradkiem rozmowę, z której dowiedzieliśmy się gdzie można kupić tanio niektóre produkty. Na pierwszy ogień poszły papierosy „CARO”.
Udaliśmy się z samego rana w poniedziałek na jedno z bazarów w naszym mieście i z zarobionych ciężką pracą przy zbiorze truskawek pieniędzy, udało nam się kupić 3 sztangi owych papierosów.
Wygrzebałem ze swojej piwnicy taki mały stoliczek turystyczny i wraz z kolegą, pojechaliśmy w najbardziej ruchliwe miejsce w naszym mieście. Ukradkiem postawiliśmy stoliczek, na którym rozłożyliśmy wszystkie paczuszki papierosów. Na kartce papieru napisaliśmy dużą cenę, dziś nie pamiętam konkretnie, jaka ona była, ale wiem, że przebitka była - 100%. Papierosy zeszły w niespełna godzinę.
Radość była niesamowita, no i oczywiście ogromny zapał do dalszych działań.
Potem były skarpetki, uprzednio kupowane w małych domowych fabryczkach w Łodzi, a następnie sprzedawane na bazarach w różnych miastach w Polsce.
W następne wakacje było jeszcze lepiej. Wtedy to, do naszego miasta zaczęli masowo przyjeżdżać Niemcy, aby dokonać tanich zakupów. Kupowali dosłownie wszystko, nie patrząc na jakość kupowanych wyrobów.
Ja w tamtym okresie byłem bardziej samodzielny. Sąsiad z mojej klatki zajmował się hurtowym handlem kasetami magnetofonowymi. Namówił mnie, żeby kupił od niego niemieckojęzyczne nagrania. Dał mi nawet na krechę dwa kartony (200 szt.) z jednym tytułem: Die Flppers „Lotosblume”. Zresztą sami posłuchajcie, jaka to urocza muzyka Die Flippers
Następnego dnia ustawiłem się tuż obok parkingu dla autokarów, ze swoim stoliczkiem którego pokryłem tymi kasetami. Podjechał pierwszy autokar, z którego wysypała się grupka leciwych staruszek i starców. Ludzie ci tylko jak usłyszeli te brzmienie, od razu rzucili się na moje „wypasione” stoisko. Krzyczeli wieviel, wieviel. Na co ja im odpowiadałem niepewnie: „funf mark”
Pierwszy dzień, ogromna euforia – byłem zarobiony. Utarg 1000 DM!!!
A wiecie ile musiałem oddać mojemu sąsiadowi za te kasety?...120 DM.
Wyobraźcie sobie, jakie biznesy w tamtych czasach ludzie robili.
Niestety sukces nie trwała długo. Każdego dnia rosła konkurencja, do tego stopnia, ze na jednej alei, na której było 50 handlarzy – 30 z nich to osoby sprzedające kasety.
Żeby zając dobre miejsce, trzeba było być na bazarze n początku o 4 rano. Później ktoś z właścicieli targowiska, wpadł na pomysł, żeby wydzierżawić miejsca. Ale i tak ludzie samowolnie ustawiali się poza obszarem dozwolonego handlu. Nierzadko dochodziło do burd. W takich sytuacja, często wkraczała policja i straż miejska…
Takie były moje początki, nie było łatwo.
Od tamtego czasu minęło 18 lat, a ja wciąż zajmuję się sprzedażą. Przez te wszystkie lata pracowałem między innymi dla takich firm jak: Wedel, Frito-Lay, Ferrero, Amplico Life, Ambra, Woseba, Oceanic, Thermoplast, Jelfa, AstraZeneca.
Pracując aktywnie, ukończyłem studia licencjackie w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu, studia magisterskie na Uniwersytecie Szczecińskim oraz studia podyplomowe w Wyższej Szkole Biznesu w Gorzowie Wlkp.
Wciąż zdobywam nowe doświadczenia uczęszczając na różnego rodzaje kursy oraz szkolenia.
Od czasu do czasu organizuje i prowadzę warsztaty rozwojowe. Zajmuje się również coachingiem i doradztwem zawodowym. Prowadziłem także kilka rekrutacji dla zaprzyjaźnionych firm. Mam również spore doświadczenie w prowadzeniu własnego biznesu.
Byłem właścicielem firmy, która zajmowała się dostarczaniem materiałów biurowych dla różnych odbiorców.
Za największe moje osiągniecie do tej pory uważam, wybudowanie systemem gospodarczym, domu dla mojej wspaniałej rodziny. W wybudowanie, którego wniosłem niewyobrażalną ilość energii i zdrowia. Ale jest, udało się i to się liczy, takie chwile udowadniają człowiekowi, że warto marzyć i podejmować wszelkie starania, żeby je urzeczywistnić. I wcale nie potrzeba do tego wielkich pieniędzy. Zapraszam do przeczytania mojego dziennika budowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz